niedziela, 4 października 2009

Warszawa - Kijów - Delhi - Kathmandu

3.10
Wylatujemy z Warszawy. Od samego początku AeroSvit nie robi najlepszego wrażenia. B737 jest wyraźnie przechodzony, widać, że kiedyś służył Finnair'owi, są napisy po fińsku. Z zewnątrzn jest cały biały, brakuje barw i logo przewoźnika.
Lotnisko Borispol w Kijowie to kompletna porażka. Mała hala, nawet malutka, mniejsza niż stary warszawski port lotniczy, w dodatku w jednym jej końcu wolno palić. Skutek jest taki, że śmierdzi wszędzie, a przy końcu dla palących (gdzie jest nasza bramka) nie da się wytrzymać. Z czym oni chcą robić to Euro???
B767, którym lecimy do Delhi też nie epatuje świeżością. Siadamy przy wyjściach awaryjnych i mamy dużo miejsca na nogi. Tylko trochę wieje. Ciekawe, czy to przez te wyjścia, czy nie...
Wymroziło nas nieźle, ale spokojnie dolatujemy do Delhi. Po drodze mogliśmy obserwowac burzę od góry. Gdzieś nad Pakistanem lecieliśmy nad wypiętrzonymi Cumulonimbusami, które co chwila przecinały iskry błyskawic. Zjawisko wspaniałe a burza od góry nie robi takiego wrażenia, jak od dołu. Tym bardziej, że nie słychać grzmotów.
4.10
Delhi. Dolatujemy o północy. Po przekroczeniu wyjścia z samolotu oblepia człowieka tutejsze powietrze. Jest niecałe 30 stopni. Kolejny przyjazd tutaj powoduje, że czuje się tu swojsko. Nawet w środku tej powietrznej zupy.
Indie zmieniają się. Przy lotnisku, gdzie dwa latatemu była przechowalnia bagażu w typowo indyjskim stylu teraz przebiega dwupasmowa droga. Tuż za nią trwa budowa stacji metra. A tam, gdzie jest trochę wolnego miejsca, pomiędzy halą przylotów i odlotów, na ziemi śpią ludzie czekajacy na samolot. Taki typowy indyjski widok.
Samolot mamy o 6:30, a na halę odlotów mozemy wejść najwcześniej na 3 godziny przed planowanym wylotem. Czekamy w poczekalni na przeciwko.
Poczekalnia ma 3 wejścia, przy jednym stoi obsługa kasująca 30 rupii za wejście (legalnie, z kasą fiskalną). Pozostałe dwa wejścia są wolne od opłat.
W Kathmandu witają nas resztki monsunu. Temperatura ok 20 stopni, od czasu do czasu spada kilka kropel deszczu. Jedziemy do hotelu i załatwiamy formalności związane z naszym trekkingiem. Dziś jeszcze planujemy pójść na Durbar Square.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz