wtorek, 13 października 2009

Znowu jakieś świństwo...

Jeszcze przedwczoraj wieczorem, po publikacji ostatniego wpisu, poczułem, że coś jest nie tak. Kilka wizyt w miejscu, gdzie król też chodzi pieszo, itd. Prawdopodobnie momo z Tengboche. Rano jestem osłabiony, ale ruszamy dalej, chcąc dotrzeć do Pheriche. Idzie mi się coraz gorzej, a w Orsho odbijam się od ściany. Koniec sił. Zatrucie musi być dosyć poważne. Na wszelki wypadek podejmujem decyzję o zejściu do Pangboche, bo nie wiadomo, czy objawy tylko od zatrucia, czy też od wysokości.
Następnego dnia dochodzę do siebie w Pangboche łykając Nifuroksazyd. Pod wieczór jest już w miarę OK. Jutro idziemy dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz