czwartek, 22 października 2009

Znów w tym samym miejscu

Nie pamietam, żebym kiedykolwiek tak źle reagował na wysokość. Noc praktycznie bezsenna i zero sił rano. Nie ma sensu iść wyżej. Czas powoli się kończy, a ja ciągle jestem daleko od celu.
Miałem możliwość przyjrzeć się, jak znany polski himalaista prowadzi swoją grupę trekkingową. Wygląda to trochę tak, jakby maratończyk zaprosił zwykłych ludzi do wspólnego joggingu. Tzn. on jest daleko z przodu, a reszta goni go z mniejszymi lub większymi objawami choroby wysokościowej. Czy na pewno o to w tym chodzi?
Wieczorem idę się przejści. Siły wróciły, dochodzę na 5150 m. npm i wracam. Jest OK, udało się też załatwić pokój. Jutro Kala Pattar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz